Szablon stworzony przez Arianę dla Wioski Szablonów | Technologia Blogger | X

wtorek, 25 sierpnia 2015

Atomowe zarobki w "budowanej" elektrowni jądrowej

Budowa elektrowni atomowej w Polsce to temat, który jak bumerang wraca w przekazach medialnych co kilka miesięcy. Pierwsze plany budowy elektrowni jądrowej pojawiły się w Polsce jeszcze w latach 70. XX wieku, kiedy to Komisja Planowania przy Radzie Ministrów wskazała lokalizację dla planowanej elektrowni. Wybrana została wieś Kartoszyno (zlikwidowana w wyniku budowy) i to w tej miejscowości w marcu 1982 roku rozpoczęła się budowa pierwszej polskiej elektrowni atomowej - Elektrowni Jądrowej Żarnowiec. Planowane otwarcie do eksploatacji bloków zaplanowano na grudzień 1990 roku (blok nr 1) oraz grudzień 1991 roku (blok nr 2). Jak to w Polsce zazwyczaj bywa na planach się skończyło, ponieważ inwestycja nigdy nie doszła do skutku. Do zaprzestania inwestycji w dużym stopniu przyczynił się wybuch w 1986 roku w elektrowni atomowej w Czarnobylu, co wzbudziło w ludziach lęk, jak opłakane mogą być skutki, gdy dojdzie do katastrofy w tego typu obiekcie. Tragedia w czarnobylskiej elektrowni doprowadziła do wybuchu ogromnej fali protestów sprzeciwiających się dalszej kontynuacji budowy siłowni atomowej. Rząd Tadeusza Mazowieckiego wstrzymał budowę elektrowni w celu przeprowadzenia badań i zebrania opinii koniecznych do podjęcia decyzji o ukończeniu zakładów energetycznych. Ostatecznie po przeprowadzonym w województwie gdańskim referendum, w którym zdecydowana większość (86,1% głosujących, przy frekwencji 44,3%) była przeciwna budowie elektrowni na terenie Żarnowca i od planów budowy reaktora odstąpiono a  na 31 grudnia 1992 wyznaczono termin likwidacji budowy Elektrowni Jądrowej Żarnowiec.
Plany budowy odłożono na prawie 20 lat, jednak w 2009 roku, rząd premiera Donalda Tuska podjął pracę nad nowym Programem Polskiej Energetyki Jądrowej. Lokalizacja elektrowni nie została ostatecznie wybrana, strona rządowa optuje aby ponownie był to Żarnowiec. Ostateczna decyzja ma zapaść do końca 2016 roku. Planowany koszt inwestycji wynosi ponad 10 mld euro a termin oddania do użytku wyznaczono na 2020 roku, jednak jak to zwykle w Polsce bywa termin ten nie zostanie zrealizowany i przełożono go na 2025 rok, jednak prawdopodobnie i ta data wydaje się nieaktualna po doniesieniach Najwyższej Izby Kontroli o wysoce prawdopodobnym opóźnieniu na budowie, która jeszcze się nawet nie rozpoczęła. Teraz mówi się o rozpoczęciu budowy w 2022 roku a zakończeniu jej w 2027 roku. Dla porównania sąsiad Polski zza wschodniej granicy - Białoruś, rozpoczęła budowę swojej elektrowni w listopadzie 2013 roku i wszystko na to wskazuje, że budowa zakończy się wg planów, czyli otwarciem pierwszego bloku w 2018 roku, natomiast drugiego kończącego całą budowę w 2020 roku.
To, że elektrownia istnieje na razie na papierze i na ten moment nic nie wskazuje, że miałoby się to zmienić nie przeszkadza osobom, które zajmują się tym projektem na "atomowe" wynagrodzenia. Rząd PO-PSL w ciągu 8 lat sprawowania władzy nie doprowadził nawet do wyznaczenia lokalizacji ale za to powołał specjalne spółki Skarbu Państwa, których kierownictwo poprowadzi prace przy budowie elektrowni jądrowej. Jak się można tego spodziewać pracę w tych spółkach otrzymali ludzie związani z partią rządzącą. Wysokość pensji menadżerów była owiana tajemnicą, jednak gdy przeczytamy oświadczenie majątkowe Zdzisława Gawlika, obecnego wiceministra skarbu, ale jeszcze do połowy 2013 roku wiceprezesa w atomowych spółkach Polskiej Grupy Energetycznej (stanowisko to zajmował niemal rok, a w zarządach szefował inny działacz PO, były minister skarbu Aleksander Grad) dowiadujemy się, że dochód, jaki otrzymał do momentu otrzymania stanowiska wiceministra (połowa 2013 roku) wyniósł 599 340 zł wyciągnąć z tego możemy wniosek, że od stycznia do czerwca 2013 roku pan minister zarabiał prawie 100 tys. złotych miesięcznie.
Aleksander Grad bardzo niechętnie wypowiadał się o swoim wynagrodzeniu, jednak jak dowiadujemy się z przekazów medialnych po odejściu z PGE i zostaniu w marcu 2014 roku wiceprezesem Tauronu zarobił przez okres od marca do grudnia ponad milion złotych, co także daje zarobek w wysokości 100 tys. złotych miesięcznie.
Po przeanalizowaniu zarobków panów z poprzedniego akapitu oraz efektywności działań jakie są podejmowane przy budowie elektrowni nie dziwi fakt, że coraz więcej osób mówi, iż projekt pierwszej polskiej elektrowni atomowej jest projektem jedynie na papierze, który ma dostarczyć dobrze płatne posady dla byłych już działaczy partii rządzącej. Budowa siłowni atomowej nadal nie drgnęła, jednak mowa o polskiej elektrowni jest bardzo łatwo podchwytywana przez różnego rodzaju media, które pokazują nam kolorową wizję bezpieczeństwa energetycznego Polski, gdy elektrownia już powstanie. Media swoimi utopijnymi wizjami, ukrywają także nieudolność rządu, który przez 8 lat nie potrafił ruszyć budowy strategicznej dla państwa polskiego. Nieudolność nie oznacza jednak, że "budowy" nie wykorzystano jako łatwego kąska do zarobienia dużych pieniędzy przez partyjnych działaczy. By żyło się lepiej! Ale nie wszystkim Polakom tylko "zasłużonym", którzy swoim zarobkom zapewnią byt sobie oraz kilku pokoleniom w przód, podczas gdy szary obywatel zarabiający mniej niż 6000 złotych jest określany "idiotą" i "złodziejem". My możemy mieć nadzieję, że polska elektrownia atomowa zostanie wybudowana wcześniej niż w roku 2072, kiedy to będziemy obchodzili setną rocznicę planów rządu Polski Ludowej o wybudowaniu siłowni jądrowej na terenach Rzeczypospolitej.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Referendum - 6-latki:ZA, ale co dalej?

Prezydent Polski Andrzej Duda w swoim wystąpieniu w czwartek 20 sierpnia 2015 roku zapowiedział chęć przeprowadzenia drugiego już w tym roku referendum; pierwsze 6 września, zapowiedziane przez jego poprzednika Bronisława Komorowskiego. Głosowanie referendalne miałoby się odbyć 25 października, w dniu wyborów parlamentarnych. Polacy mieliby odpowiedzieć na trzy pytania:
1. Czy jest Pan/Pani za utrzymaniem dotychczasowego systemu funkcjonowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe?
2. Czy jest Pan/Pani za zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków i przywróceniem obowiązku szkolnego od 7. roku życia?
3. Czy jest Pan/Pani za obniżeniem wieku emerytalnego i powiązaniem uprawnień emerytalnych ze stażem pracy?,
w dzisiejszym wpisie chciałbym się zająć drugim pytaniem, które zaproponował nam urzędujący prezydent.

Według sondażu Millward Brown dla Faktów TVN aż 75% respondentów opowiedziało się ZA zniesieniem obowiązku szkolnego dla 6-latków i przywróceniem obowiązku szkolnego od 7. roku życia, odmiennego zdania było 8% badanych, natomiast 6% osób nie podjęło jeszcze żadnej decyzji a 1% ankietowanych odmówiło oddania głosu lub zamierza oddać głos nieważny. Jak widzimy zdecydowana większość jest za powrotem 7-latków do pierwszych klas, zamiast 6-latków. Do przeprowadzenia referendum potrzebna jest jednak jeszcze zgoda Senatu, składającego się w większości z senatorów PO i to od nich będzie zależeć, czy referendum się odbędzie, czy też nie. Jednak jak dowiadujemy się z przekazów medialnych, raczej wygra ta druga opcja. Czy będzie to dobra decyzja? Z punktu widzenia PO, tak (chociaż dla nich żadna decyzja nie jest dobra), dla PiS wręcz przeciwnie. Jednego możemy być pewni, zagrywka Andrzeja Dudy była sprytnym chwytem "pijarowym" wymierzony w PO i stawiającym te partię pod ścianą, a decyzja odrzucająca wniosek Dudy przez senatorów rządzącej partii spowoduje kolejną już eskalację w wojnie polsko-polskiej. Jaki będzie los referendum dowiemy się już podczas najbliższego posiedzenia Senatu.

W 2007 roku po upadku koalicji PiS-LPR-Samoobrona zostały rozpisane nowe wybory parlamentarne, których zwycięzcą okazała się Platforma Obywatelska. Nowym premierem został lider PO Donald Tusk, jednak przy braku większości zwycięzcy zmuszeni byli do zawarcia koalicji z PSL-em. To takie krótkie przypomnienie minionych wydarzeń.

W 2008 roku po raz pierwszy pojawiła się informacja o chęci znowelizowania ustawy oświatowej, w której zostałby zawarty zapis o obowiązkowym uczęszczaniu do szkoły przez sześciolatków. Podawane wiadomości spotkały się z dużym oporem rodziców, których dzieci miałyby zostać posłane do szkoły. Co ciekawe, także partia Prawo i Sprawiedliwość, z której wywodzi się obecny prezydent była za obniżeniem obowiązku szkolnego, taka była chęć w 2005 roku ówczesnego premiera Kazimierza Marcinkiewicza oraz ministra edukacji i nauki w rządzie PiS Michała Seweryńskiego. Sama ustawa miała w sobie okres przejściowy, w którym to rodzice mieliby decydować o tym czy posłać swoje dzieci do szkoły rok wcześniej, czy też pozostawić je jeszcze w domu. Sześciolatki miały obowiązkowo pójść do pierwszej klasy od roku szkolnego 2011/2012, jednak jak to zazwyczaj w naszej Ojczyźnie bywa okres ten został przesunięty o kolejne dwa lata. Ostatecznie Prezydent Bronisław Komorowski podpisał nowelizację ustawy w 2013 roku i od 1 września 2014 do szkoły poszły 6-latki urodzone w pierwszym półroczu 2008 roku, natomiast 1 września 2015 do szkoły pójdą dzieci z drugiego półrocza 2008 roku wraz ze wszystkimi sześciolatkami urodzonymi w 2009 roku. Tak więc reforma oświaty doszła do skutku.

W międzyczasie (marzec 2015) w Sejmie odbyła się debata nad obywatelskim projektem ustawy, która pozwalałaby rodzicom na decydowanie, kiedy dzieci mają iść do szkoły oraz w jakim wieku 6- czy 7-letnim. Pod projektem podpisało się 300 000 Polaków. Wniosek jednak został odrzucony przez posłów koalicji rządowej. Należy także dodać, że w 2013 roku zostało zebrane milion podpisów o referendum w tej sprawie, jednak ono także zostało odrzucone. Po odrzuceniu projektu obywatelskiego jasne stało się, że nie ma już odwrotu i sześciolatki pójdą 1 września 2015 roku do szkoły. "Klamka zapadła"

Zapowiedziane przez Prezydenta Dudę referendum i pytanie o 6-latki może mieć jednak skutek, o którym żadna ze stron dotychczas nie wspomniała. Gdy referendum uzyska poparcie Senatu (raczej nieprawdopodobne), odbędzie się 25 października, większość głosujących opowie się ZA (tak jak wskazuje sondaż) oraz uzyskana zostałaby frekwencja 50% (tutaj można spekulować). Parlament będzie musiał zmienić ustawić i 6-latki będą mogły pozostać rok dłużej w domu. Zwróćmy jednak uwagę, że gdy zmieni się ustawa pozostanie nam "pusty" rocznik, w którym nie będzie pierwszej klasy. To spowoduje, że nie będzie także egzaminu maturalnego w jednym roku, a co się z tym wiąże rekrutacja na studia będzie się odbywać na "dziwnych" zasadach, bo gdy nie będzie maturzystów, nie będzie też osób, które będą ubiegać się o dostanie się na I rok studiów. Studentami zostaną najpewniej osoby, które gorzej napisały egzamin dojrzałości w poprzednim roku i nie dostały się na prestiżowe kierunki typu medycyna (ale to będzie rok szczęściarzy). Jednak nie musimy czekać tych kilku lat do matury, które nie odbędą się z powodu "pustego" rocznika. Przyjmijmy hipotetyczną sytuację, w której jakaś osoba nie zda do następnej klasy (czego nikomu nie życzę). Co wtedy ma zrobić szkoła z taką osobą i ona sama? Czy będą tworzone jakieś klasy jedno-, dwuosobowe? Co będzie generowało wysokie koszty. Czy też taka osoba miałaby rok wolny w oczekiwaniu na swoich młodszych kolegów i czekało dwa lata na powtórzenie klasy, zamiast roku. Takie darmowe wakacje od państwa.

Rzucanie pytania referendalnego jest bardzo proste, jednak nikt nie pomyślał o konsekwencji tego czynu, a przecież partie wydają wielkie pieniądze na różnego typu ekspertów, których zadaniem jest doradzać. Pan Prezydent także ma w swoim gronie wielu doradców, którzy powinni mu zwrócić uwagę na problem, jaki może z tego pytania wyniknąć. Jednak nikt nie pokusił się o tego typu ekspertyzę.

Czy warto jest dalej kontynuować wojnę polsko-polską, zamiast rozpocząć prawdziwą dyskusję o przyszłości Polski. Być może Prezydent Duda, wie jakie są konsekwencje jego decyzji ale liczy przy tym, że Senat odrzuci jego wniosek, co stanie się zarzewiem do rozpętania kolejnej bitwy w tej chorej wojnie dwóch największych partii politycznych w Polsce. Z drugiej strony obu stronom jest to na rękę, ponieważ POPiS to symbioza, która bez siebie żyć nie może, chociaż mamią ludzi jak bardzo się nienawidzą.

Duża liczba rodziców była przeciwna tej reformie (sam znam kilka takich osób), jednak gdy ich sześciolatek poszedł do szkoły, to opowiadają o tym jak ich dziecko jest zachwycone szkołą i nowo poznanymi kolegami. W ludziach zawsze jest strach przed nieznanym, ale gdy już poznają, to nie wydaje się to takie straszne...






niedziela, 23 sierpnia 2015

Jak przegrać wygrane wybory?

"Jak przegrać wygrane wybory. Poradnik dla pewnego siebie zwycięzcy" - taki tytuł powinna mieć nowa książka Bronisława Komorowskiego przy współudziale Roberta Tyszkiewicza (szefa sztabu kampanii prezydenckiej) oraz Jakuba Rutnickiego (członka sztabu byłego już prezydenta, który od momentu porażki ma coraz większe parcie na szkło, udzielając się w każdej telewizji, zamiast w milczeniu zastanowić się, co zostało zrobione źle, że Komorowski przegrał, ale to tego potrzebna jest pokora, której brakuje temu panu). Każdy kto miał za zadanie przygotowywać kampanię Komorowskiego nie musiał obawiać się trudnego zadania. Spójrzmy na sondaże, które pojawiały się na początku 2015 roku: średnia ze wszystkich sondaży ze stycznia - 54,4%, czyli zwycięstwo w I turze, przy czym pojawiały się badania w których kandydat starający się o reelekcje otrzymywał nawet 65% poparcie, najniższe poparcie Bronisława Komorowskiego z tego okresu wyniosło 47,1%. W lutym średnie poparcie dla Komorowskiego minimalnie spadło do 51,7% (najwyższy wynik: 63%, najniższy wyniki: 47%). Sztab kandydata PO cały czas może otwierać szampana i nie muszą wcale ciężko pracować, bo prezydent wygra z pozostałymi konkurentami jeszcze w I turze, więc po co się przemęczać, wygramy, to jest pewne na 100%.

Główny konkurent w wyścigu o fotel prezydenta został zapowiedziany przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego 11 listopada 2014 roku podczas obchodów Święta Niepodległości. Został nim europoseł tej partii Andrzej Duda. Rada polityczna PiS zatwierdziła tą kandydaturę jako prezent mikołajkowy dla Polaków 6 grudnia 2014 roku (to czy ten prezent jest dobry czy zły okaże się, bo pan Duda jest prezydentem dopiero od dwóch tygodni). Jednak ten wpis nie dotyczy pana prezydenta, lecz nieudolnej kampanii wyborczej przeprowadzonej przez sztab Bronisława Komorowskiego. Kiedy Komorowski wygrywa w styczniu i lutym w pierwszej turze, kandydat PiS otrzymuje średnio 23% (styczeń) oraz 22,1% (luty).

Prześledźmy dalsze losy badań sondażowych przed wyborami (marzec i kwiecień). Należy także zauważyć, że 9 lutego 2015 do wyścigu prezydenckiego dołączył piosenkarz Paweł Kukiz, który początkowo nie był traktowany jako konkurent, który mógłby zagrozić któremuś z głównych oponentów. Jednak to właśnie osoba Kukiza stanie się przysłowiowym gwoździem do trumny i pogrąży szanse Komorowskiego w zwycięstwie w wyborach prezydenckich. Ale wracając do sondaży. W marcu średnie wyniki badań dają Komorowskiemu 45,4% (dalej tendencja zniżkowa, sztab przekonany jest o zwycięstwie), w kwietniu 42,5% (cały czas spada). W tym samym okresie Andrzej Duda otrzymuje odpowiednio 26% i 27,7%. Paweł Kukiz w żadnym marcowym sondażu nie otrzymuje 10%, natomiast w kwietniu pojawiają się 2 takie badania. Jednak jak wiadomo, dla sztabu Komorowskiego nie jest to żaden konkurent, który może przeszkodzić w zwycięstwie i nie należy sobie nim zawracać głowy.

Czas na spojrzenie na badania przeprowadzone w ostatnim tygodniu przed wyborami. Komorowski spada poniżej 40%, osiąga wynik 37,9%, Duda 28,2%, a Kukiz 15,5% (w jednym z sondaży otrzymuje nawet 20,9%). Sztab Komorowskiego nadal przekonany jest o pewnej wygranej, może już nie w I turze ale II tura na pewno będzie należeć do prezydenta starającego się o reelekcje.

W końcu nadszedł 10 maja i pokazuje on, że wszystkie dotychczasowe badania sondażowe są nic nie warte, I tura zostaje wygrana przez kandydata PiS Andrzeja Dudę, otrzymuję on 34,76% głosów, natomiast "wygrany" Bronisław Komorowski zdobywa 33,77%. Trzecie miejsce z poparciem 20,8% otrzymuje "czarny koń" wyborów Paweł Kukiz. Różnica między Dudą a Komorowskim wynosi zaledwie 0,99 punkty procentowe, którą można byłoby odrobić przy odrobinie pracy przed II turą, ale ta praca musiałaby być wytężona, a sztab PO był przygotowany na łatwe zwycięstwo w I turze i to bez wielkiego wysiłku.

Tutaj należy pokazać, co warte są wszystkie sondaże, które były przeprowadzane w okresie od stycznia do maja 2015 roku. Do moich obliczeń użyłem wyników z 59 sondaży i w każdym z nich wygrał tylko jeden kandydat... BRONISŁAW KOMOROWSKI. Pozostawię to bez zbędnego komentarza i pragnę prosić o nie kierowania się sondażami przy dokonywaniu wyboru nad urną wyborczą.

Jak wiadomo, pan Bronisław Komorowski z wykształcenia jest historykiem, dlatego chciałbym zacytować w tym miejscu tekst pochodzącego ze starożytnego Rzymu, jest to fragment "Małego poradnika wyborczego" napisany przez Kwintusa Tulliusza Cycerona, rzymskiego polityka w 64 roku p.n.e., ale równie dobrze można go odnieść do kampanii, która została zafundowana nam przez Bronisława Komorowskiego i jego sztab. 
Trzy są drogi szczególnie prowadzące do pozyskania ludzkiej przychylności i głosu w wyborach – świadczenie przysług, budzenie nadziei oraz samorzutne szczere przywiązanie. [...] Staraj się [...], by cała kampania wyborcza była pełna blasku, okazała, świetna, miła ludowi, by odznaczała się wspaniałością i godnością. [...] Hojność [...] ma szerokie pole [...]. Staraj się, by dostęp do ciebie był łatwy we dnie i w nocy, by nie tylko bramy domu stały otworem, lecz także przystępne było spojrzenie i wyraz twarzy, które są niejako bramą duszy. Gdy cię o coś proszą – zgadzaj się (jeżeli czegoś nie możesz spełnić, odmów w sposób uprzejmy albo w ogóle nie odmawiaj). [...] Obietnica jest czymś niepewnym, odnosi się do przyszłości i do niewielu stosunkowo ludzi; natomiast odmowa zraża na pewno zaraz, i to większą liczbę osób.
Porównując ten tekst do sposobu przeprowadzenia kampanii przez Komorowskiego i Dudę można zauważyć, że ten drugi przeprowadzał kampanię na podstawie tego poradnika, natomiast Komorowski przyzwyczajony do władzy po 5 latach spędzonych w Pałacu Prezydenckim, najwyraźniej uznał, że druga kadencja mu się po prostu należy.

Kiedy Duda jeździł po kraju swoim Dudabusem, Komorowski do prawie samego końca siedział w pałacu a "wyszedł na miasto" w sytuacji gdy przeciwnik był już pod samą bramką. Ironią jest też sam fakt jeżdżenia po kraju autobusem przez Dudę i chwalenie się wszem i wobec jaki nowy prezydent będzie wspaniały, bo odwiedza obywateli swojego kraju, jednak gdy w drodze był Tuskobus Donalda Tuska, PiS cały czas informował, ile to pieniędzy jest bezsensownie wykorzystywane na wycieczki premiera. Sztab Komorowskiego nie potrafił wykorzystać tego w kontrze do Dudy (ale przecież my mieliśmy wygrać...). Kiedy Duda obiecywał 500 zł na każde dziecko, Komorowski zalecał zmianę pracy i wzięcie kredytu. Niestety, jeśli sztabowcy Komorowskiego myśleli, że tego typu teksty porwą lud do głosowania na Bronisława Komorowskiego to się przekonali... że nie porwały.

Przed II turą wyborów odbyły się dwie debaty, o ile w pierwszej debacie zwycięstwo Komorowskiego nad Dudą było zauważalne to już w drugiej Duda został lepiej przygotowany i jeśli mówimy o zwycięstwie Komorowskiego to było one minimalne, bardziej optowałbym za remisem. Sztab Komorowskiego nie potrafił przekuć "debatowych zwycięstw" w realną wygraną w wyborach prezydenckich. Komorowski, widząc także że jego sytuacja po I turze jest beznadziejna postanowił także zorganizować referendum, które miało za zadanie przekonać do siebie zwolenników Pawła Kukiza, który optował za jednomandatowymi mandatami wyborczymi, a właśnie pytanie o zmianę ordynacji znalazło się w zaproponowanym referendum. Na tego typu akcje było już za późno i to zdecydowanie, bo gdy jeszcze w piątek mówimy, że tylko "szaleniec zmieniałby konstytucję", a już w poniedziałek informujemy o zamiarze przeprowadzenia referendum, w którym jedno z pytań dotyczy zmiany konstytucji stajemy się całkowicie niewiarygodni.

Podsumowując, Bronisław Komorowski i jego sztab przegrał te wybory na własne i tylko własne życzenie. Mając tak duże poparcie w społeczeństwie i nie potrafiąc go przekuć w realny sukces, dowiadujemy się tego, że porażka Komorowskiego była zasłużona, skoro nie chciało się mu wyjść do ludzi i pokazać, że naprawdę mu zależy na ponownej wygranej. Niestety (albo stety, bo zobaczymy jak zaprezentuje się prezydent Duda, chociaż decyzja o kolejnym referendum jest moim zdaniem całkowicie bezsensowna i kierowały nim tylko względy polityczne, aby podstawić pod ścianą PO), gdyby Komorowski i jego sztab miał odrobinę pokory, wygrana była na wyciągnięcie ręki, a tak 24 maja 2015 roku Komorowski otrzymał 48,55% głosów, natomiast Duda 51,55%. Staliśmy się naocznymi świadkami, sytuacji w której pewny zwycięzca staje się wielkim przegranym i to na własne życzenie ponosi porażkę w wygranych wyborach.

piątek, 21 sierpnia 2015

Szach ale czy mat?

Pan Prezydent Andrzej Duda w bardzo zgrabny sposób zastawił pułapkę na partię rządzącą - Platformę Obywatelską. W czwartek po głównym wydaniu "Wiadomości" w swoim orędziu ogłosił chęć przeprowadzenia referendum na dzień 25 października 2015 r. W tym samym dniu zaplanowane są w Polsce wybory parlamentarne. Jednak wg pana Dudy, nie ma to żadnego podtekstu politycznego jest tylko spełnieniem woli 6 milionów Polaków, którzy podpisywali się pod wnioskami o referenda. Cóż... Platforma znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Cokolwiek nie zrobią jej senatorowie, nie będzie to wyjście dobre. Głosując ZA referendum pokażą, że rząd PO wprowadzając ustawy, o których pyta w referendum Prezydent, był całkowicie nieprzygotowany na przyjęcie tych reform a samo ich przyjęcie było nieprzemyślane; głosując PRZECIW rozpocznie się przeciwko PO kampania, która pokaże że po raz kolejny rząd nie słucha obywateli.

Czy jest możliwe wyjście z tej sytuacji z twarzą? Prawdopodobnie nie ma, bo decyzja Dudy była sprytnym chwytem PR, która ma na celu pomóc PiS-owi i powiększyć przewagę nad PO o kolejne punkty procentowe w batalii o zwycięstwo w wyborach parlamentarnych i w konsekwencji utworzenie rządu, który będzie mógł sprawować władzę samodzielnie bez pomocy koalicjanta.

Tęgie głowy w Platformie mają teraz trudny orzech do zgryzienia i zapewne zadają sobie pytanie, jak wyjść z tej sytuacji z twarzą, jak zjeść ciastko i mieć ciastko oraz przy okazji nie stracić kolejnych punktów w sondażach. Mają dwie możliwość, głosować ZA lub PRZECIW, ale czy na pewno tylko dwie? Przekonajmy się.

Za referendum, które ma się odbyć na wniosek Bronisława Komorowskiego 6 września (tak samo bezsensowne referendum jak proponowane przez Andrzeja Dudę) głosowało 52 senatorów PO, 2 senatorów PSL, 2 senatorów niezależnych i 1 senator PiS (jak twierdzi przez pomyłkę, skoro nawet nie zna podstaw, jak głosuję się w senackich głosowaniach, to jego wybór też był pomyłką, ale Naród wybrał sobie takiego przedstawiciela i pozostaje tylko zapłakać nad takim wybrańcem, bo skoro nie odróżnia przycisku ZA od PRZECIW, to co dopiero dyskutować nad sprawami ważnymi dla Polski [dobra, dość tych uszczypliwości, każdemu może się zdarzyć]) pozostali senatorowie PiS wyciągnęli karty do głosowania, czyli de facto ich nie było.

Aby wniosek Prezydenta o referendum został zatwierdzony potrzebna jest zgoda Senatu, która jest wyrażona bezwzględną większością głosów przy jednoczesnej obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów. I tu pojawia się opcja numer 3 dla senatorów PO, skoro senatorowie PiS nie wzięli udziału w głosowaniu na temat referendum 6 września, to Wy Szanowni Państwo nie bierzcie udziału w głosowaniu na temat referendum 25 października. Liczba senatorów w polskim Senacie - 100, liczba senatorów PO - 57, połowa liczba senatorów 50, większość bezwzględna 50+1. 100-57=43 - tylu senatorów zostanie po nie wzięciu udziału w głosowaniu przez PO. Matematyka nie kłamie; bez senatorów PO wniosek nie przejdzie, ale oni przecież nie będą głosowali PRZECIW tylko zwyczajnie nie wezmą udziału w głosowaniu, tak jak senatorowie PiS przed dwoma miesiącami. Jednak panowie z PiS-u nie macie się co martwić, już w październiku wygracie wybory i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będziecie mieli większość parlamentarną i to bez udziału koalicjanta.

Zmiana Strażnika

Rok 2015, a dokładnie 25 maja tego roku miał być rokiem zmiany. Polacy wzięli udział w II turze wyborów prezydenckich. Naprzeciw siebie stanęli obecny prezydent Bronisław Komorowski popierany przez Platformę Obywatelską oraz Andrzej Duda wystawiony przez Prawo i Sprawiedliwość. W trakcie kampanii dowiedzieliśmy się, że w końcu nadszedł czas na zmiany, Polacy zasługują na prezydenta, który nie będzie partyjnym aparatczykiem ale prezydentem wszystkich Polaków i Polacy zdecydowali (dokładnie 8 630 627 osób) wybrało Andrzeja Dudę jako nośnika nowych zmian, natomiast "Strażnik Żyrandola" jak o Bronisławie Komorowskim mówili działacze PiS-u otrzymał  8 112 311. Teraz zwróćmy uwagę na te liczby. W Polsce uprawnionych do głosowania było 30 709 281 osób. Wzięło udział w II turze 16 993 169. Frekwencja więc wyniosła 55,34%. Reprezentanci PiS-u nadal nie mogą wyjść z podziwu z jak ogromną różnicą (trochę ponad 3%) Duda pokonał Komorowskiego. Ale teraz przyjrzyjmy się tym liczbom jeszcze bardziej...

W Polsce do udziału w wyborach uprawnionych jest ponad 30 mln Polaków i policzmy wszystko jeszcze raz:
Andrzej Duda: 8 630 627/30 709 281=28,10%
Bronisław Komorowski: 8 112 311/30 709 281=26,42%
Różnica 28,10%-26,42%=1,68% i to właśnie tą różnicą Andrzej Duda pokonał Bronisława Komorowskiego, trochę ponad 1,5%. 28,10% to też nie jest jakiś wielki mandat społeczny, ale to nie wina Dudy ani Komorowskiego, że do wyborów poszło tylko 55,34% społeczeństwa.
Wieczorem 25 maja cała Polska mogła odetchnąć z ulgą, że w końcu odszedł ten znienawidzony przez społeczeństwo Bronisław Komorowski a na jego miejsce przyjdzie młody, energiczny Andrzej Duda, który w końcu po 5 latach będzie prezydentem wszystkich Polaków a nie służalcem Platformy Obywatelskiej.

25 maja jednak nie była dniem przejęcia urzędu, Duda musiał czekać aż do 6 sierpnia, aby przejąć pełnię władzy i pokazać, czym różni się od swojego poprzednika i pokazał... wczoraj (20.08.2015r.), jedną decyzją udowodnił, że nie jest prezydentem wszystkich Polaków, ale tylko wyborców PiS-u, w tym momencie pokazał, że niczym się nie różni się od swojego poprzednika i będzie takim samym jak on "Strażnikiem Żyrandola" podpisującym ustawę za ustawą (na to musimy poczekać po wyborach 25 października i zaprzysiężenie nowego rządu na czele z panią Beatą Szydło [mam taką nadzieję, że będzie to ona a nie Jarosław Kaczyński]).

Na dzień dzisiejszy Andrzej Duda pokazał, że równie dobrze potrafi strzec tego mitycznego żyrandola  jak Bronisław Komorowski. Komorowski ogłosił referendum z pytaniami, aby ostatnim tchnieniem dodać sobie głosów przed drugą turą, ale niestety albo stety nie udało mu się to. Pan Andrzej Duda natomiast ogłosił referendum, aby potwierdzić swoją lojalność Jarosławowi Kaczyńskiemu, osobie, która wyniosła go na piedestał i dzięki, której wszystko zawdzięcza. Jeśli ktoś na prawdę myśli, że jest to zrobione dla tych 6 mln Polaków to jest w głębokim błędzie, bo politykami nie kierują żadne sentymenty i ideały a już szczególnie tymi, którzy znajdują się u władzy w Polsce. Nie ma to różnicy, czy dana osoba jest posłem PO, PiS, SLD, PSL czy tzw. "antysystemowców" na czele z panem Kukizem (zysk z koncertów coraz większy) czy panem Korwin-Mikke, który sam trwa przy "korycie" biorąc udział w pracach europarlamentu i dostając przy tym sowite wynagrodzenie.

Odnośnie referendum, które pan Duda planuje na 25 października, czyli w dzień wyborów parlamentarnych. Każda osoba, która mówi, że to referendum nie jest polityczne, w tym momencie powinien przemyśleć swoje słowa, oblać rumieńcem i nie odzywać się w ogóle albo przeprosić za to co przed chwilą powiedział, bo jest to perfidne kłamstwo. Ogłoszenie referendum miało na celu postawienie w szachu Platformę Obywatelską i jakąkolwiek decyzję nie podejmą, będzie to decyzja zła. Cóż... Prezydent RP w jednej chwili stał się członkiem sztabu PiS na potrzeby kampanii parlamentarnej '15.

Dobrą decyzją Pana Prezydenta byłoby odwołanie referendum wyznaczonego na 6 września i przeprowadzenie go 25 października wraz z dodatkowymi pytaniami, które zaproponowało 6 mln Polaków. Jednak najlepiej byłoby, gdyby żadne z nich nie odbyło się wcale, bo każde z nich zawiera bezsensowne pytania i niepotrzebnie obciążają budżet, który można byłoby przeznaczyć na spełnienie obietnic pana Dudy. Pytanie o 6-latki w ogóle nie powinno być zadane, gdyż reforma została dopiero co wprowadzona i nieważne kto ją wprowadził, ale powinien zostać odczekany pewien okres, przynajmniej 10 lat, który pokaże czy reforma była udana, czy też nie. Kolejne pytanie jest już całkowicie populistyczne, mianowicie o wiek emerytalny, ekonomiści pana Dudy, jak i PiS-u dobrze wiedzą, że jest to nierealne, przy ciągle rosnącej długości życia w Polsce.

LISTA PYTAŃ REFERENDALNYCH (25.10.2015r. {skoro musi się ono odbyć} [przy jednoczesnym odwołaniu referendum 06.09.2015r.]):

1. Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej?
2. Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego sposobu finansowania partii politycznych z budżetu państwa?
3. Czy jest Pani/Pan za wprowadzeniem zasady ogólnej rozstrzygania wątpliwości co do wykładni przepisów prawa podatkowego na korzyść podatnika?
4. Czy jest Pani/Pan za utrzymaniem dotychczasowego systemu funkcjonowania Państwowego Gospodarstwa Leśnego Lasy Państwowe?
5. Czy jest Pani/Pan za zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków i przywróceniem obowiązku szkolnego od 7. roku życia?
6. Czy jest Pani/Pan za obniżeniem wieku emerytalnego i powiązaniem uprawnień emerytalnych ze stażem pracy?

i lista pytań dodatkowych, (bo fantazja jest od tego, żeby bawić się na całego), a skoro za referendum z własnej kieszenie nie płaci pan Duda, pan Komorowski, państwo z PiS, PO i całej reszty partii politycznej, to co nam szkodzi dopisać dodatkowe pytania:

7. Czy jest Pani/Pan za zniesieniem przywilejów branżowych, takich jak Karta Nauczyciela i emerytury górnicze?
8. Czy jest Pani/Pan za likwidacją KRUS?
9. Czy jest Pani/Pan za ograniczeniem immunitetu parlamentarnego tylko do czynności związanych z pełnieniem mandatu?
10. Czy jest Pani/Pan za zalegalizowaniem w Polsce związków homoseksualnych poprzez zawieranie związków partnerskich?
11. Czy jest Pani/Pan za finansowaniem z budżetu państwa zabiegów in vitro?
12. Czy jest Pani/Pan za zniesieniem lekcji religii w szkole?
13. Czy jest Pani/Pan za zlikwidowaniem Funduszu Kościelnego?